Najnowsze wpisy


Jak ten czas leci....
21 listopada 2019, 13:56

My mamy widzimy nasze pociechy każdego dnia, czy tylko ja mam wrażenie ,że czas mi gdzieś ucieka bokiem? Widzę już dużą , zaradną i samodzielną dziewczynkę , która chodzi do przedszkola, a przecież jeszcze nie dawno była tulona w moich ramionach jako niemowlę. Drugie małe, ma już 7 mcy,a ja pamiętam każdą minutę z sali porodowej i moje wielkie szczęście i dumę jaka mnie wtedy rozpierała. Najbardziej widzę tą zmianę w nich, różnicę w rysach twarzy po ich zdjęciach. Kocham je fotografować , wtedy wydaje mi się ,że zatrzymuję ten cenny skarb jaki mam, nasze wspólne chwilę i ich dzieciństwo, które tak szybko może nam przeminąć. Najbardziej lubię cykać im foty w domu , przy zabawie, wtedy są rozbawione , a ich oczy tryskają szczęściem, wtedy nie potrzeba żadnej scenerii. Na zdjęciu jest już wszystko: nasz dom, nasza rodzina, nasza relacja i nasza miłość. =)

 

Rodzimy!!! Położna, współpraca, pozytywne...
01 maja 2019, 09:17

Rodzimy!!!! Poród, położna, współpraca, nastawienie !!! 

Położna, współpraca, pozytywne nastawienie.

Jesteśmy już razem! Po długiej i pięknej podróży w brzuszku mamy w końcu przyszedł czas aby przywitać się z tym światem. Otworzyć swoje piękne oczka i zobaczyć jak wygląda ten głos, który tak czule do mnie mówił. Ten wpis ma zmotywować wszystkie mamki do współpracy, pozytywnego nastawienia, ma wam dać siły abyście nabrały wiary w siebie i uwierzyły, że wszystko jest możliwe! Mój pierwszy poród z 2016 roku nie był udany.... Bardzo bolesne skurcze już te pierwsze, długie czekanie na rozwarcie choćby na poziomie 6, potem 12 godzin ciężkiej pracy. Było znieczulenie ale mam wrażenie, że po nim tylko wszystko zwolniło. Niestety finalnie nie zależnych ode mnie przyczyn cesarskie cięcie. =/ Byłam rozczarowana i trochę zawiedziona. Samą sobą, że nie dałam rady, trochę tym, że tyle godzin cierpiałam. Drugi poród kwiecień 2019 boję się tylko o swoją macice i blizne po cc, żeby nie stało się coś złego, bo chcę spróbować sił raz jeszcze czyli stawiam na poród naturalny. Konsultuje to z prowadzącym gin, z lekarzami z oddziału, mam wykonane badanie sprawdzające. Jest zgoda na PRÓBĘ porodu siłami natury. Ale strach i jakieś ryzyko nadal jest i gdzieś w tyle głowy tylko to mi zakluca móje mimo wszytko dobre nastawienie. Przychodzi 40 tydz chodzę po szpitalnych schodach, skacze na piłce... 40,1 dzień I od 5 rano czuje skurcze, są do wytrzymania, liczę co ile się pojawiają. Czekam do badania, okazuje się, że po ok 10 mam 5/6 cm rozwarcia czyli jak to Pan dr powiedział pół porodu za mną =) szczęśliwa, że tak dobrze idzie nie narzekam, skurcze się nasilają ale wmawia sobie, że nie bolą aż tak, jestem przecież silna! Przechodzę na blok porodowy, puszczam sobie muzykę z telefonu, podspiewuje żeby podtrzymywać swój dobry humor. Kołysze się na piłce, trochę chodzę. Niestety brak postępów w dalszym rozwarcie. Przebicie wód plodowych. I tu skurcze już konkretne, nie umiałam już się okłamywać, że nie boli. Wypełniam papiery o znieczulenie ale czekam, bo chcę odwlec to. Może uda się szybko, bo położne mówią, że znieczulenie zatrzyma akcje, a przecież tyle już przeszłam. Krzyczę do męża żeby szedł po tego cholernego anastezjologa, ale on namawia mnie żebym poczekała, że zaraz będzie pewnie koniec. Mówi, że tak dobrze się trzymam w porównaniu do pierwszego porodu. Zaufam mu, ma rację! I tu już krzyczę!!! Przychodzi położna, już wie, że to już czas być ze mną. Kieruje mną, rozwarcie pełne, główka musi zejść niżej. Przemy jak Indianki na kucka, mąż asystuje, pomaga wstać po skurczu, który zabiera wszystkie siły. Położna kładzie mi rękę na górnej części brzucha i pokazuje jak mam przeć, dopinguje mnie. Kuca, ze mną, schodzi na czworaka na podłogę żeby zobaczyć jak daleko jest główka. Pada parę niecenzuralnych słów z moich ust, potem szybkie przepraszam. Jestem już cała mokra ale wierzę, że zaraz będzie po wszystkim, zaraz zobaczę to swoje maleństwo! Jest skurcz I daje z siebie 100%. Ale nie daje rady, brak mi sił, nogi mi drżą jak oszalałe! Położna widzi mój spadek wiary w siebie i bierze moją rękę i kieruje do mojego krocza, a tam główka czuje jest już blisko. Krzyczę dajemy! Dajemy! Wszyscy się cieszą spowrotem. Przejście na fotel, zapiera się mocno nogami, wykrecam rękę męża, parę mocnych parć I jest!!!! Udało się!!!!Reszta już sama jak by szła! A gdy położyli mi córeczkę na klatce piersiowej to już było samo szczęście! Nic więcej się nie liczyło! Byłam z siebie taka dumna! Dałam radę, bez znieczulenia, nic się nie wydarzyło, macica ok, blizna się nie rozeszła. A to wszystko dzięki wspaniałej prowadzącej położnej, dzięki mojej współpracy z nią i mojemu nastawieniu! Naprawdę warto słuchać, nie blokować się, pracować ciężko ale tak jak oni podpowiadają w końcu mają ogromne doświadczenie. I w głowie zasiać optymizm, niech to będzie dziś, niech to będzie tak jak tego chce!!! Jeśli będziecie się tym kierować napewno wam się uda jak i nam!!! Pozdrawiam wszystkie mamki, które jeszcze są przed porodem! MAMKI DAJCIE CZADU! DACIE RADĘ!!!! =)

 

 

 

 

 

 

W szpitalu wcale nie musi być nudno i smutno...
28 kwietnia 2019, 12:18
Witajcie Mamki, te już oczekujące jakiegoś znaku w szpitalu z terminem jak i te jeszcze czytające z domu i szykujące dopiero torbę szpitalną. Każdy z nas ma nie za dobry stosunek do szpitali, no bo kto lubi leżeć w nie swoim łóżku, z obcymi osobami w tych naszych luksusach =). Ale tu wpis właśnie dla tych co tak bardzo nie chcą się dać położyć w szpitalu, bądź się wręcz boją. Nie ma czego! Nawet w szpitalu czekając na poród może być fajnie. Można nawiązać bardzo fajne znajomości, zebrać odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące porodu, połogu, laktacji itd. Bardzo dużo zależy od dwóch czynników : naszego nastawienia oraz towarzystwa, ludzi nas otaczających. Mimo, że spędziłam prawie 8 godzin na izbie przyjęć zanim się dostałam na oddział, jestem zadowolona, pozytywnie nastawiona, uspokojona i szczęśliwa, że jestem pod kontrolą lekarzy już w końcówce mojej ciąży. Tu ktg, tu badanie, tu rozmowa z położoną. I już człowiek się czuje bezpieczniej. Ja I moje maleństwo. Trafiłam na bardzo sympatyczne towarzystwo innych przyszłych mamuś do tego stopnia, że czasem czujemy się jak na koloniach, a nie jak w szpitalu. Rozmawiamy, śmiejemy się, czytamy, takie wakacje all-inclusive po polsku =P. Wczoraj tak się smiałyśmy, że brzuchy całe z naszymi pociechami się nam trzęsły, a była już północ. =) Oczywiście ludzie na oddziale są różni i są też kwiatki ale taki jest świat. Położne są (oczywiście nie wszystkie) bardzo przyjazne i uświadamiają nas, obalają wcześniej wy czytane mity z internetu, wspierają itd. I naprawdę jak porównam pierwsza ciąże z 2016 roku gdzie trafiłam na inny oddział i inne pacjentki a teraz to różnica kolosalna. Teraz nie narzekam na nic, nie stresuje się tak mimo tego, że przed przyjściem tu moja głowa była pełna obaw. Więc dziewczyny w szpitalu też może być fajnie =) I z takim nastawieniem proszę się stawić na izbie przyjęć =) powodzenia! I pozdrawiam szalone dziewczyny z 4 piętra z Madurowicza =)

 

Komentarze

 

 
DoubleMamka i Canpol babies =)
23 kwietnia 2019, 09:36

Drogie mamusie! Która z nas nie lubi konkursów?A która nie kocha słodkich kolorowych zajączków?! DoubleMamka razem z firmą Canpol Babies! 

Zaangażowałam się jako blogująca mama, do programu blogosfera, w którym będę mogła przetestować piękny króliczkowy zestaw lub urządzić konkurs dla swoich czytelniczek z nagrodami od Canpol babies oczywiście! Już niedługo więcej informacji na temat konkursu bądź już w krótce podziele się z wami opinią na temat przetestowanych produktów. Link do strony organizatora  https://canpolbabies.com/pl/blogosfera?fbclid=IwAR3jf1tDC6R4tzy0pjJyxPbuWJA6ywR7qeuLqCHYk3nloc3cRRH83SzlS0w

 

Zapraszam do śledzenia nowych wpisów na FB:

https://www.facebook.com/doublemamkablogspotcom-2244461095820675/

 

P.S OBIECUJĘ ,ŻE BEDZIE KREATYWNIE I SPRAWIEDLIWIE! 

Ciąża /koty /toksoplazmoza
23 kwietnia 2019, 09:24

 

Powszechnie wiadomo ,że w czasie ciąży trzeba uważać bardziej niż zwykle na różne bakterie, wirusy itd. A to temu, że nam jako dorosłym mogą one nie zagrażać, lecz malutkiemu życiu rozwijającemu się w naszych brzuszkach już tak. Nasze maleństwa nie mają wykształtowanej odporności, dla nich jest to wszystko nowe i nie raz kontakt z różnymi dla nas błahymi chorobami, dla nich jest bardzo groźny. Jednak ja przeszłam dwie ciąże bez jakichkolwiek powikłań i chciała bym zabrać głos w dla mnie ważnej sprawie, bo wiele przyszłych mam jest zastraszanych lub błędnie interpretują pojęcie toksoplazmozy.
Na niektórych grupach do jakich należę mamy boją się wręcz kontaktów z kotami, lub jeśli mają pupila w domu to się go pozbywają "dla dobra dziecka" aby tylko nie zarazić się toksoplazmozą. Więc może czas zdemontować plotki, wyjaśnić samo pojęcie toksoplazmozy i przyjrzeć się faktom.
Co to jest ta toksoplazmoza? Otóż jest to jedna z najbardziej rozpowszechnionych chorób pasożytniczych jaka może występować u człowieka, wywołana pierwotniakiem o nazwie Toxoplasma gondii. Podobno jak podaje medycyna praktyczna na świecie od 25–75% populacji jest zarażonych tym pierwotniakiem. I tu coś dla mam : W Polsce rocznie stwierdza się ok. 400 przypadków toksoplazmozy wrodzonej co stanowi ok. 1,1/1000 urodzeń żywych dzieci. Prawda ,że bardzo mało? Choroba najczęściej przebiega bezobjawowo i bez powikłań. I teraz jak to jest z tymi kotami, co one mają wspólnego z tym pierwotniakiem? Otóż wiele osób błędnie myśli, że sam kontakt z kotem powoduje zarażenie. Nie, nie, nie! Muszę was zmartwić ale nie wiem czemu tak się uparły przyszłe mamy na te biedne koty, bo od innych zwierząt też można się zarazić toksoplazmozą. I teraz nie samo posiadanie, czy głaskanie czworonoga jest groźne ale kontakt z ich fekaliami. Lecz przecież w naszych czasach gdzie higiena osobista jest na bardzo wysokim poziomie, można zadbać i o to. Można czyścić kuwetę pupila w jednorazowych rękawiczkach, dezynfekować dokładnie ręce po tym zabiegu mydłem antybakteryjnym itd. Jedna strona podaje nawet taką informację :
"Nie stwierdzono istotnego związku między zarażeniem T. gondii u kobiet w ciąży i kontaktem z kotami, niezależnie od sposobu ich karmienia, czy też czyszczenia kuwety." Najczęściej jednak do zakażenia dochodzi przez spożycie surowego lub niedogotowanego mięsa lub nie umytych warzyw lub owoców oraz poprzez kontakt z glebą czy picie skażonej wody. Jeśli macie obawy, macie pupila i chcecie kontrolować sytuację poproście lekarza prowadzącego ciążę o badanie w kierunku wykrycia toksoplazmozy - będzie to badanie płatne z krwi. Bardzo ważny jest fakt ,że posiadacze zwierząt w domu nabyli już odporność na tego pierwotniaka, czyli najwyraźniej byli już zainfekowani. Czyli przebycie przed ciążą zarażenia T. gondii łączy się z nabyciem wystarczającej odporności na nią i tylko w przypadku ciężkiego upośledzenia odporności może dojść do powtórnej infekcji. I teraz przykład z mojego życia.
Dwie ciąże przechodziłam przy dwóch szalonych i kochanych kotach, nie wyobrażam sobie by w ogóle wpaść na pomysł ,żeby je oddać, tylko dlatego ,że zaszłam w ciążę. U mnie w domu zwierzęta traktuję się jak członków rodziny to raz, a dwa bądźmy odpowiedzialni za swoje czynny, jak się zdecydowaliśmy na zwierzaka to nie na rok, czy dwa , tylko miejmy świadomość ,że takie zwierzę będzie nam towarzyszyć nawet do nastu lat. Moje koty były w tym czasie wychodzące, zwiedzały sobie działkowe tereny, czasem coś upolowały, w domu często się z nimi przytulałam, drzemałam, bawiłam. Nie odtrącałam ich, wszystko było jak zwykle. Co do czyszczenia kuwet przyznam, że mąż gdy tylko był w domu to przejął ten obowiązek, lecz ja również nie raz, nie dwa musiałam to zrobić i nie było z tym problemu. Miałam wykonywane badania na tokso i nic nie stwierdzone w dwóch ciążach. Tak więc obalamy mit i dajmy spokój już tym biednym niczemu nie winnym kotom =) Można cieszyć się ciążą, życiem i pupilem bez zbędnego zamartwiania się. Higiena osobista, badania, mycie warzyw i owoców oraz unikanie jedzenia surowego mięsa jest najważniejsze. by uniknąć zarażenia. Mam nadzieję, że pomogłam niektórym rozwiać wątpliwości. Życzymy miłego kociego dnia =)