Zapewne te kobiety, które mają już za sobą poród, lub te które jeszcze noszą przed sobą swój słodki ciężar zrozumieją mój lęk i mój wpis. Jestem obecnie w 36 tygodniu ciąży, czyli mogę jechać na porodówkę choćby i zaraz =P. Nikogo tu nie obchodzi czy jestem gotowa na to psychicznie czy nie, lub ,że pasowało by mi jednak urodzić o terminie, bo zaplanowałam sobie już wszystko =P. I tu nie chodzi mi o ostanie pranie przed, czy podlanie kwiatków na przód lecz o ustawienie opieki dla starszej córy podczas mojej nieobecności. Tak dobrze nie ma, muszę czekać ,aż matka natura zawojuje moim życiem. Torba do szpitala spakowana, a ja czekam na jakiś znak. Jest to moja druga ciąża, jestem szczęśliwą mamą 2,5 letniej słodkiej gangrenki, która daje mi codzienną dawkę szalonego powera i mnóstwo pozytywnej energii. Ale jest też ona powodem moich obecnych zmartwień. Za pierwszym razem tak się nie stresowałam porodem, pobytem w szpitalu itd , więc czemu teraz takie czarne myśli zamęczają mi głowę? Hmmm może właśnie dlatego ,że wiem czym to pachnie, a nie pachnie to fiołkami =P I nie chce tu nikogo zrazić, przestraszyć lub nastawić ,bo przecież każda kobieta ma inny próg bólu, miała inny poród, inne wyniki czy też inną opiekę lekarską.Nie chodzi mi tu o fizyczny ból z tym związany. Nie wspominam po czasie porodu jakoś tragicznie ale pamiętam,że się namęczyłam i byłam bardzo wyczerpana. (I na tym skończmy jeśli chodzi o relację z mojego rozwiązania) Jednak najważniejsze i najtrwalsze wspomnienie z tamtego czasu to narodziny tego wspaniałego małego człowieka, zobaczenie się z tą istotką , która mieszkała u mnie w brzuchu 9 miesięcy. Cud - bo jak inaczej to nazwać. Jednak wracając do tematu i moich obaw. Chyba właśnie przez to ,że będzie to moja pierwsza tak długa rozłąka z córką będę się martwić o nią , jak sobie daje radę bez mamy, czy nie tęskni, czy nie płaczę, czy tata umiał wcisnąć zupkę, czy babcia będzie wiedziała na jakie szalanki ma ona akurat ochotę itd. I odwrotnie, ja wiem ,że będę strasznie za nią tęsknić. A to tylko wierzchołek góry lodowej...bo przecież (tfu tfu tfu na psa urok) gdzieś z tyłu głowy dobijają się złe myśli , tak przykre ,że nawet nie chce ich wypowiadać na głos. Bo w razie by cos poszło nie tak, to ... i tu serce mi już pęka...bo to ja chce pokazywać jej ten świat, chce ją uczyć, śmiać się z nią, poznawać jej charakter, opowiadać o swoim dzieciństwie, swoich przygodach czy błędach aby może ich sama uniknęła. Chce po prostu być jej światem , tak jak jest to teraz, bo ona jest całym moim. Dlatego tak się denerwuję tym porodem. Ale przecież tyle kobiet na tym świecie rodzi kolejne dzieci i wszystko jest dobrze i muszą też stawić czoła podobnym rozterką. Co zrobić aby to nie zdominowało naszej głowy? Może tak jak ja,kiedy nachodzą mnie te okropności, na spokojnie, z zamkniętymi oczami staram się przeanalizować sytuację. Po pierwsze mamy 21 wiek, rodzić będę w szpitalu, pod opieką wykwalifikowanych i doświadczonych lekarzy i położnych. Po drugie mam dobre wyniki, jestem ogólnie zdrową osobą, więc czego tu się bać. Po trzecie nie można dać się zwariować i dopuścić tych czarnych myśli do głosu! Grunt to pozytywne nastawienie! Po czwarte na pewno będę mieć wsparcie bliskich, chodzi mi tu o wsparcie psychiczne jak i w opiece nad moją starszą gangrenką. Co przyniesie mi ulgę w zamartwianiu się o nią, gdy ja będę wrzeszczeć w wniebogłosy w szpitalu. I po ostatnie najważniejsze to przecież odkąd zostałam mamą poznałam silną i mocną więź, jaka istnieje między dzieckiem, a rodzicem. I wiem, że właśnie ta miłości matki do dziecka da mi siłę przetrwać wszystko, aby tylko to uczucie nie zgasło. Tak więc jeśli któraś z was ma podobne obawy i czuję jakiś wewnętrzny lęk , pamiętajmy w miłości siła!
Zapraszam do śledzenia strony na fb - https://www.facebook.com/doublemamkablogspotcom-2244461095820675/